Przejdź do głównej zawartości

Część 1.

  Może to żałosne, z perspektywy czasu sama tak o tym wszystkim myślę, ale zawsze marzyłam o facecie, który pojawi się nie wiadomo skąd , pokocha nie wiadomo dlaczego i porwie nie wiadomo dokąd. Porwie – oczywiście w przenośni, chociaż . . . Dosłownie – czemu nie? Tak naprawdę nic nie trzymało mnie w moim mieście. Ale zaraz, zaraz . . . STOP ! Nie marzyłam o facecie, nie marzyłam o chłopaku . . . Chciałam mężczyzny. Takiego prawdziwego, dojrzałego mężczyzny. Im więcej starszy ode mnie tym lepiej. Choć może to dość dziwny wyznacznik jak na dwudziestopięciolatkę, ale po kilku nieudanych związkach z osobnikami w miarę zbliżonymi do mnie wiekiem po prostu znudziło mi się niańczenie dziecka. Chciałam mieć swoje własne, takie, które urodzę, pokocham, wychowam, nauczę mówić, chodzić, po prostu żyć. Chyba to nie to samo co 32 – letni dzieciak , który nauczony tego wszystkiego przez inną kobietę zwaną potocznie jego matką szuka jej odpowiednika wśród potencjalnych partnerek. Naprawianie błędów wychowawczych obcej osoby nie ma sensu. Zwłaszcza kiedy mamy do czynienia z osobnikiem, który żadnych wad u siebie nie dostrzega a w każdą sobotę podczas rodzinnego obiadu u mamy jest przez nią utwierdzany w przekonaniu, że jest królem lasu i wszechświata. Paranoja. Czy ktoś kiedyś uświadomi tym kobietom jaką krzywdę robią swoim synalkom robiąc z nich tak całkowicie uzależnionych od samej siebie? Mniejsza o to, pewnie mając syna będę tak samo zafiksowaną mamusią i ze wstydem wspominać będę to co kiedyś myślałam , kiedy jeszcze tak bardzo nie znałam życia . . .
 -  Dzisiejszy dzień zapowiada się bardzo słonecznie, wreszcie doczekaliśmy się plusowych temperatur . . . – moje rozmyślania przerwał przesłodki głos prezenterki pogody. Rzadko oglądałam telewizję ale w wolny dzień mogłam jedynie położyć się na łóżku, nałożyć zieloną maseczkę na twarz i oglądać w telewizji prognozę pogody. No i oczywiście rozmyślać nad okrucieństwem tego świata. I ludzi. Świat w sumie jest spoko. Ludzie nie. Ludzie są paskudni. . .
Zakończyłam swoje egzystencjalne rozterki kiedy poczułam, że plasterki ogórka, które pół godziny temu miałam  na powiekach znalazły się już mniej więcej na wysokości mojej brody – był to niezawodny znak, że czas już zmyć maseczkę. Niechętnie uniosłam się na łóżku i wsunęłam stopy w kapcie na kształt różowych bardzo kudłatych królików, z czego jeden niestety był inwalidą ponieważ nie miał jednego oka. Kalectwo to nie było bynajmniej wynikiem nieszczęśliwego wypadku, ale jednej nadprogramowo wypitej przeze mnie całkowicie z premedytacją butelki wina. Wtedy to nagle uświadomiłam sobie, że nieszczęsne króliki zostały mi sprezentowane przez mojego ex na ostatnie urodziny. Nie pamiętam dokładnie co chciałam zrobić tym nieszczęsnym gryzoniom i czemu służyć miało odpruwanie im oczu, najwyraźniej jednak nadmiar alkoholu nie pozwolił mi na dokonanie mordu, gdyż z tego co pamiętam usnęłam z nożyczkami w jednej dłoni i kapciem w drugiej. Na drugi dzień kiedy już po zażyciu odpowiedniej ilości tabletek  na ból głowy powróciłam do świata żywych bardzo chciałam odnaleźć oko i naprawić mojego zepsutego królika bo przecież w gruncie rzeczy bardzo lubiłam te kapcie, poszukiwania spełzły jednak na niczym. Mam tylko nadzieję , że w stanie upojenia alkoholowego nie zjadłam tego nieszczęsnego oka i nie umrę kiedyś na jakąś chorobę spowodowaną połknięciem plastikowej części królika.
- Drodzy widzowie, pamiętajcie, że już jutro walentynki . . . – prezenterka pogody była bezlitosna. Czym prędzej naciągnęłam szlafrok na swoją bawełnianą piżamę i uciekłam do łazienki zmywać maseczkę. To zadziwiające , jak takie domowe Spa potrafi poprawić kobiecie humor i poczucie własnej wartości, choć wszystkie doskonale wiemy, że te wszystkie maseczki na dobrą sprawę za dużo nie zmieniają. Po prostu na świecie tak już jest, że niektóre kobiety rodzą się ładne a niektóre . . . takie jak ja. No ale cóż, czy ktoś kiedykolwiek obiecywał, że będzie łatwo i sprawiedliwie?
 Zmyłam maseczkę, spojrzałam w lustro i z lekkim zawodem stwierdziłam, że to niestety nadal ja, ta sama przeciętna ja. Wyszłam z łazienki i już miałam znów kierować się w stronę swojego weekendowego legowiska ale zadzwonił telefon. Niechętnie więc skierowałam swoje kroki w stronę parapetu okna, na którym miałam zwyczaj zostawiać telefon. Kosztowało mnie to wiele, bo przez te 3 sekundy mogłam już leżeć na łóżku i opychać się popcornem oglądając kolejną komedię romantyczną, w sumie nie wiem po co. Chyba żeby się jeszcze bardziej zdołować. Niezawodna kobieca logika.
  - Mati , to Ty? – Sara zawsze mnie rozbawiała, ale była w tym przesłodka. Poza tym była moją najlepszą i w sumie jedyną przyjaciółką od podstawówki, więc nie mogłam jej zastrzelić choć nie raz miałam ochotę, bo z kim topiłabym smutki w kieliszku wina, jeżeli oczywiście już zdarzy się taki dzień , że mam ochotę się nim dzielić?
  - Nie, dom pogrzebowy „Światełko w tunelu” w czym mogę pomóc?
  - Mati, nie wygłupiaj się , wiem, że to Ty wariatko. . . Chciałam Ci powiedzieć, że idziemy dziś na miasto . Tylko bez wykrętów. . . . – nie miałam zamiaru się wykręcać. Wyjście gdziekolwiek było ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, ale wiedziałam, że nie ma sensu się sprzeciwiać. Gdybym odmówiła, to ta moja zwariowana koleżanka gotowa byłaby pewnie wyciągnąć mnie z domu siłą albo sprowadziłaby cały klub do mojej kawalerki, czego raczej wolałabym uniknąć. Niemniej jednak uważałam, że takie wypady dwóch singielek dzień przed świętem zakochanych są dosyć żałosne. W moich oczach wygląda to tak , że dwie zdesperowane baby ruszają na łowy, bo wciąż jeszcze mają nadzieję, że może jednak uda im się kogoś wyrwać, upić i rozkochać w sobie , po to żeby znów nie spędzać tego dnia w samotności. Dosyć żałosne.
  - Nie wykręcam się przecież,  jesteś nieobliczalna i obie wiemy, że nie ma to sensu więc bezpieczniej jest się po prostu zgodzić i modlić żebyś mnie gdzieś nie wywiozła bo znając Ciebie . . .
  - Haha , spokojnie Mati – Sara jak zwykle roześmiana, radosna, pozornie bardzo szczęśliwa. – Dziś bez szaleństw. Ale to będzie niespodzianka. Bądź gotowa na 20, przyjadę po Ciebie, całuję – dźwięk rozłączanej rozmowy.

Komentarze

  1. Ciekawie piszesz i myślę, że warto tu wrócić po c.d. Zostaję na dłużej :)
    zeszminkanaustach.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz